Strona główna | English | |
Powrót |
Oto artykuł, którego nieco zmieniona wersja ukazała się w numerze 10/2004 polskiej edycji magazynu Chip. 25 lat za kratkami Zawdzięczamy im dużo więcej, niż Scroll Lock na klawiaturze. Kto wie, czy bez nich na pojawienie się komputerów w firmach czy biurach nie musielibyśmy czekać o wiele dłużej. Arkusze kalkulacyjne obchodzą właśnie swoje 25-lecie. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale jeszcze ćwierć wieku temu komputer w biurze był rzadko spotykanym widokiem – 8-bitowe maszynki można było znaleźć w domach hobbystów-zapaleńców, natomiast „prawdziwe” komputery okupowały sporej wielkości pomieszczenia w centrach obliczeniowych. Właśnie do takich centrów należało się zgłaszać w celu wykonania analiz finansowych, prognoz, czy podsumowania budżetu. Trwało to dniami (jeśli nie tygodniami), wymagało z reguły znajomości programowania, i było słoną zabawą dostępną tylko nielicznym przedsiębiorstwom. Tym, których nie stać było na wykorzystanie komputerów, pozostało trzymanie się bardziej klasycznej metody: dużej płachty papieru w kratkę, ołówka, gumki, i wynalezionego dekadę wcześniej podręcznego kalkulatora. Z papieru na ekran Niedogodności związane z obliczeniami na papierze zainspirowały Dana Bricklina, wtedy studenta Harvard Business School, do próby stworzenia komputerowego odpowiednika arkusza kalkulacyjnego. Oryginalna wizja była interesująca – wyświetlacz rodem z samolotów bojowych, kalkulator połączony z myszką, sterowanie gestami – wkrótce jednak ją przytemperowano. Bricklin poprosił także o pomoc Boba Frankstona, kolegę z MIT, z którym przez następny rok wcielał wizję w życie.
Z dzisiejszej perspektywy VisiCalc był dość ograniczony. Program nie rysował wykresów, nie miał systemu pomocy, menu składało się z... pojedynczych liter, arkusz miał tylko 254 wiersze i 63 kolumny (wszystkie o jednakowej szerokości), a do przeliczania należało go zmuszać ręcznie. Większość z tych ograniczeń wynikała jednak z faktu, iż pierwsza wersja powstała na komputer Apple II i musiała zmieścić się w 32 kilobajtach pamięci. Przez pierwsze tygodnie trudno było przekonać ludzi, iż reklamowany jako mikrokomputer do gier Apple II może przydać się w poważnych zastosowaniach biznesowych. Z czasem jednak zrozumiano, jakim przełomem jest VisiCalc. „Nasz arkusz pozwolił wykonać w kwadrans to, co wcześniej zajmowało 20 godzin pracy” – wspominał po latach Bricklin – „i do tego pobudzał kreatywność.”
W reklamie arkusza znalazło się zdanie „możesz odkryć, że VisiCalc jest wystarczającym powodem, aby kupić komputer osobisty.” Były to prorocze słowa. VisiCalc stał się pierwszą killer application mikrokomputerów, i wiele z setek tysięcy zjeżdżających z taśm Apple II nabywano tylko po to, aby stawiać je w biurach i uruchamiać arkusz Bricklina i Frankstona. Do wielkiej wygody (wyobraźmy sobie np. trud dodania nowej kolumny do papierowego arkusza), oraz kilkukrotnego zwiększenia produktywności i czasu reakcji (z tygodni do godzin) doszły także względy finansowe. Idące w dziesiątki tysięcy dolarów rachunki płacone centrom obliczeniowym można było zamienić na zaledwie 2600 dolarów za Apple II i VisiCalca. Naśladowcy
Wielka popularność programu Bricklina i Frankstona (w ciągu sześciu lat sprzedano milion kopii VisiCalca) przyciągnęła inne firmy i na rynku pojawiło się mnóstwo konkurencyjnych produktów. Po paru latach można było ich naliczyć już ponad 60! Większość nie wykazała się niczym, nawet ciekawą nazwą – do kupienia były m.in. Boeing Calc, CalcStar, Color Calc, C-Calc, D-Calc, FlashCalc, FreeCalc, InterCalc, MagiCalc, Mouse Calc, MultiCalc, Mycalc, Perfect Calc, Planner Calc, PractiCalc, SpeedCalc, SuperCalc, Swiftcalc, SynCalc i Q-Calc.
Ewolucja Legenda głosi, że to VisiCalc skłonił IBM do wejścia na rynek komputerów osobistych, oraz że firma czekała z premierą IBM PC na pecetową wersję tego programu. I rzeczywiście, VisiCalc był szeroko reklamowany w materiałach IBM, jednak to nie jemu dane było stać się najważniejszą aplikacją pierwszej dekady tego komputera.
Innowacje sięgały głębiej. Wprowadzono jeden z pierwszych w historii kontekstowych systemów pomocy oraz przewodnik, ulepszono charakterystyczne menu wywoływane ukośnikiem (/), dodano nazywanie komórek oraz etykiety przełamujące szerokość kolumny, a także pełne wykorzystanie klawiszy funkcyjnych F1-F10. Najważniejszy był jednak system makrodefinicji, pozwalający na automatyzowanie często wykonywanych czynności. Język makr był tak rozbudowany, iż pozwalał na tworzenie skomplikowanych, dedykowanych różnym zastosowaniom aplikacji, które były sprzedawane oddzielnie przez małe firmy. Lotus z czasem dodał do 1-2-3 także system nakładek, i wkrótce rynek wypełnił się rozszerzeniami w postaci baz danych, dodatków graficznych, programów sprawdzających i optymalizujących arkusze, a nawet edytorów tekstu. W czasach jednozadaniowego DOS-a tak wyposażony 1-2-3 stawał się dla wielu użytkowników kompletnym środowiskiem pracy.
Wojna W połowie lat 80-tych najważniejszym punktem recenzji jakiegokolwiek arkusza była jego zgodność z 1-2-3 na różnych płaszczyznach. Niektóre programy (jak np. Twin czy VP-Planner) były wręcz identycznymi kopiami 1-2-3, co zaowocowało paroma pozwami sądowymi wniesionymi przez Lotus Development. Zagrożenie dla dominacji 1-2-3 przyszło jednak z zupełnie innej strony, a konkretnie od dwóch gigantów: Borlanda i Microsoftu. Ten pierwszy wymyślił Quattro (potem Quattro Pro), ten drugi – Multiplan.
Multiplan z kolei miał swoją premierę już w 1982 roku. Był to pierwszy produkt pozwalający na tworzenie powiązań między arkuszami, jednak krytykowano brak wykresów, słaby system pomocy i mierną dokumentację, a także uciążliwe nazywanie komórek (zamiast A1 trzeba było pisać R1C1). Multiplan stał się jednak podwaliną dużo lepszego produktu wypuszczonego niedługo później przez Microsoft. Najpierw należy jednak dodać, iż sam 1-2-3 stracił z czasem wiele blasku. Pakiet był drogi, w niektórych miejscach przestarzały (Lotus zwlekał bardzo długo z wprowadzeniem wersji okienkowej operowanej myszką), a do tego dostępny równolegle w paru nie do końca ze sobą zgodnych wersjach. Ostatnio widziano go zapomnianego w pakiecie Lotus SmartSuite, sprzedawanym przez... IBM. Excel znaczy “przewyższać”
Cofnijmy się jednak do 1985 roku, kiedy to na pokazie prasowym sam Bill Gates zaprezentował nowy arkusz kalkulacyjny, nazwany nieco buńczucznie Excel. Nazwa wydawała się jednak zasłużona, gdyż mariaż kilkuletnich doświadczeń z Multiplanem z graficznym interfejsem sterowanym myszką okazał się strzałem w dziesiątkę. Pierwszą wersję Excela wydano jedynie na Macintoshe, i znów wiele osób oraz przedsiębiorstw kupowało nowe komputery dla jednej tylko aplikacji. W recenzjach pojawiały się wprawdzie stwierdzenia typu „Excel przypomina bardziej grę wideo niż poważny arkusz kalkulacyjny,” ale to właśnie spodobało się użytkownikom. Program oferował wiele przyjaznych opcji branych dzisiaj za oczywistość, jednak wtedy zadziwiających: funkcję cofnij, kolorowanie i zmianę czcionek w poszczególnych komórkach, przeliczanie w tle, proste nagrywanie makr, a także dziesiątki drobnych, ale ważnych ulepszeń. Pecetowy Excel pojawił się dwa lata później. W przeciwieństwie do Multiplanu tutaj też zastosowano interfejs graficzny, w postaci dołączanego do pakietu systemu Windows 2.0. Oczywiście zwiększyło to znacznie wymagania, jednak przy odpowiednio silnej maszynie Excel nie był dużo wolniejszy od konkurencji, dając w zamian przyjemniejsze środowisko pracy. Wręcz entuzjastyczne przyjęcie produktu przez analityków i rynek utwierdziło Microsoft w przekonaniu, że obrany kierunek był słuszny, i wkrótce pod Windows zaczęto przenosić pozostałe DOS-owe aplikacje (w tym sztandarowego Worda). Później pojawiły się przełomowe Windows 3.0, a Excel stał się najpopularniejszym arkuszem kalkulacyjnym, pozostając nim do teraz. Arkusze dzisiaj
Po krótkim flircie z systemem operacyjnym OS/2 na rynku pozostały dwie linie Excela, pecetowa i macintoshowa. Od dawna już są one przygotowywane i wydawane oddzielnie, chociaż zachowana jest zgodność na poziomie plików i podstawowych funkcji. W znaczonej regularnymi wydaniami pakietu Office najnowszej historii Excela brakuje już jednak rewolucji. Wszystkie najważniejsze i najciekawsze funkcje pojawiły się w pierwszych wersjach arkusza (więcej szczegółów w graficznej historii na poprzednich stronach), a najnowsze edycje to głównie mniej lub bardziej udane eksperymenty z interfejsem. To samo tyczy się zresztą i konkurencji. Pojawiające się co jakiś czas nowe pomysły dotyczące arkuszy – np. opisany szerzej w ramce Lotus Improv – nie odnoszą większych sukcesów. Wydaje się to świadczyć o sile ludzkich przyzwyczajeń... albo oryginalnego pomysłu sprzed 25 lat, dającemu użytkownikom tak wiele swobody. Jednak swoboda ta ma swoją cenę. W skomplikowanych, zajmujących dziesiątki ekranów, trzymanych na lokalnych dyskach arkuszach bardzo łatwo o pomyłkę, która może być fatalna w skutkach. Dlatego coraz większą wagę przywiązuje się do weryfikacji i walidacji tworzonych arkuszy. Pojawił się też inny problem. W wielu firmach stricte biurowy w końcu Excel stał się „programem do wszystkiego,” wykonując zadania poważnych baz danych czy pakietów analitycznych, a stosowane w arkuszach formuły przechodzą często bez sprawdzenia od pracownika do pracownika. Ćwierć wieku później Trudno jednak winić o to twórcę pierwszego arkusza. Tym bardziej, iż Dan Bricklin nie opatentował swojego programu (w 1979 roku szansa uzyskania jakiegokolwiek patentu na program komputerowy była nikła), nie zarobił wiele na rozpowszechnieniu się jego pomysłu, i nie zyskał takiej sławy jak Bill Gates, Steve Jobs, czy inni ojcowie komputerowej rewolucji.
Dziś mało kto pamięta, iż IBM wprowadził klawisz Scroll Lock na klawiaturze głównie po to, aby wspomagać właśnie arkusze kalkulacyjne. Niewiele osób wykorzystuje też wciąż ukośnik, by dostać się do menu (a można to zrobić nawet w najnowszym Excelu). Nie mówimy już także „komputerowe arkusze kalkulacyjne,” gdyż mało kto kojarzy ich papierowe odpowiedniki. Dlatego 17 października 2004 roku, w 25. rocznicę wydania pierwszego arkusza kalkulacyjnego, warto przynajmniej przez chwilę wspomnieć te ciekawe czasy i zastanowić nad pierwszą reklamą VisiCalca, zawierającą tylko kilka słów: „VisiCalc: Jak mogliście sobie bez niego radzić?” |
Ramki:
| |
Strona dodana 29 września 2004 roku. Copyright © 2002-2005 Marcin Wichary |
Wersja do druku | Kontakt | Mapa serwisu |