Strona główna | English | |
Powrót | Poprzedni | Następny |
Komputeryzujemy się [10/88] Komputeryzujemy się, ale nie wszyscy. Dzieci pracowników “Siarkopolu” – nie. Jak dowiedzieliśmy się z artykułu Elżbiety Wierzbickiej w “Życiu Warszawy”, dzieciom pracowników “Siarkopolu” w zbliżeniu z komputerami przeszkodziło warszawskie kuratorium. “Siarkopol” mianowicie chciał urządzić w stolicy kolonie komputerowe. “Głównym wabikiem i dla rodziców, i dla dzieci były komputery. Wyjście poza prościutkie gry, zajęcia z instruktorami, naukę programowania i dostęp do urządzeń, które nie tylko w Tarnobrzegu i okolicach są dziś dla ludzi synonimem postępu i nowoczesności – były gwoździem kolonijnego programu.” Organizacji kolonii podjęły się biura turystyczne “Flisak” i “Tebos”, to ostatnie wyremontowało – na podstawie umowy z kuratorium – własnymi siłami jedną ze szkół warszawskich, żeby w niej umieścić kolonie. Ale na kilkanaście dni przed wyjazdem do Warszawy “Siarkopol” otrzymał teleks, że kolonie nie mogą się odbyć, bo “Tebosowi” cofnięto uprawnienia. W “Siarkopolu” nie bardzo się jeszcze tym przejęto – ostatecznie kolonie mogli zorganizować sami. Kiedy jednak przedstawiciele przedsiębiorstwa przybyli do stolicy, aby to wyjaśnić – okazało się, że wyremontowany budynek szkolny przekazano na całe wakacje komendzie OHP. “Muszę pani powiedzieć, że po prostu oniemiałem, kiedy kurator Fedorowicz oświadczył, że (...) podpis dyrektora Moskały jest nieważny, bo on sam wyjechał za granicę. Przecież to kpiny! Mnie nie interesuje nazwisko pana M., tylko to, że był on urzędnikiem reprezentującym oświatę warszawską i jego zgoda dawała nam określone uprawnienia” – relacjonuje “Życie Warszawy” reakcję niedoszłych kontrahentów kuratorium. Zaproponowano im, żeby wyremontowali sobie teraz inną szkołę. (“Nie chcę być złośliwy, ale to wszystko wygląda tak, jakby warszawskie kuratorium znalazło sobie sposób na remonty szkół (...) A potem mogliby nas wymanewrować, tak jak zrobili z “Tebosem”). W innym – podanym “Siarkopolowi” uzasadnieniu zerwania umowy akcentowano fakt, że na organizacji kolonii wzbogacą się pośrednicy, stosujący wygórowane ceny. “Rozbawił mnie zarzut kuratora Polańskiego o zawyżaniu kosztów, bo “Tebos” chciał po 550 zł od łóżka, natomiast pani Kowalska z Dzielnicowego Zespołu Ekonomiczno-Admini-stracyjnego Szkół przy ul. Paryskiej mówiła o 1000 zł i to w szkole, którą my mielibyśmy im wyremontować!” – mówi przedstawicielka “Siarkopolu”. W końcu “Siarkopol” podsunął władzom oświatowym myśl, żeby do tej innej nieremontowanej szkoły przeprowadzić młodzież z OHP. “Będzie dla nich robota na miejscu. Wtedy nasze dzieci miałyby kolonię w szkole, która dla nich została wyremontowana. Niestety, nie przeszło”. * * * Powyższa opowieść ma z tematem, którym nasza rubryka się zajmuje, tylko tyle wspólnego, że chodziło o “kolonię komputerową”; tak przynajmniej redaktorowi rubryki początkowo się wydawało. Postanowił jednak całą tę historię przytoczyć, kiedy w miesięczniku “Kontrasty” przeczytał następującą opinię prof. Witolda Marciszewskiego, kierownika Zakładu Logiki, Metodologii i Filozofii białostockiej filii Uniwersytetu Warszawskiego: “Moim zdaniem te aparaty – komputery – trochę leczą z całego zła umysłowego, które latami nawarstwiało się w tym kraju. W systemie, który doprowadził do kryzysu, brakuje nam głównie dwóch rzeczy – odpowiedzialności i sprawdzalności. Jedno jest z drugim związane, bo jeżeli moje działania mają sprawdzalne skutki, to ja się wtedy czuję za nie odpowiedzialny. Jeżeli nie wiadomo, jaki zachodzi związek między decyzją ministra a pogorszeniem się losu emerytów, to ten minister odpowiedzialny nie będzie. A właśnie obsługa komputera, używanie komputera, wręcz obcowanie z komputerem radykalnie przestraja umysł ludzki.” * * * Dzieci pracowników “Siarkopolu” wychowywane na deptaniu zobowiązań i niedotrzymywaniu umów oraz nie dopuszczane do oświaty komputerowej przez kuratorów oświaty i wychowania nie zyskały okazji, aby przestroić umysły w kierunku, którego życzy sobie prof. Marciszewski. Czy jednak profesor – entuzjasta komputerów, nie przecenia wpływu tych urządzeń na ludzkie postępowanie? Chyba nie. Oczywiście, nieodpowiedzialność niekoniecznie musi wynikać z braku logiki, braku rozumienia związków przyczyn ze skutkami. Doskonale można sobie wyobrazić nieodpowiedzialność opartą na logicznym rachunku. Kiedy instytucja działa w warunkach, w których MOŻE bezkarnie oświadczyć, że podpis jej przedstawiciela już jej nie zobowiązuje, bo dziś kto inny został dyrektorem – to oświadczy, jeśli tak jest jej wygodniej. Komputer wymusza logikę, ale nie wymusza etyki. Natomiast “komputerowe myślenie” ułatwia obronę przed nieodpowiedzialnością. Pozwala na wyraźne ustalanie faktów nieodpowiedzialności i niesprawdzalności, o których mówi prof. Marciszewski. Komputer bowiem uczy stawiania pytań we właściwej kolejności i udzielania na nie jednoznacznych odpowiedzi. Albo kuratorium podpisało umowę, albo jej nie podpisało. Albo szkołę wyremontowano, albo nie wyremontowano. Albo dzieci pojechały na kolonie, albo nie pojechały. Ludziom, którzy się do takiej dyscypliny rozumowania przyzwyczają, nie będzie można zapewne mącić w głowie, wciskać – zamiast owych jasnych odpowiedzi “tak” lub “nie” – kawałków o “głębokiej trosce”, “ofiarnym wysiłku” i “dalszym doskonaleniu wypoczynku dzieci spędzających wakacje w Warszawie.” Podobnie jak komputer będą na to całkowicie niewrażliwi. Źródło: “Komputer,” popularny miesięcznik informatyczny, nr 10/88 (31) | |
Poprzedni | Następny |
Strona dodana 3 lutego 2003 roku. Copyright © 2002-2005 Marcin Wichary |
Wersja do druku | Kontakt | Mapa serwisu |