Strona główna | English English
Attached
Powrót | Poprzedni | Następny

Odpustowa makatka

Bezpośredni impuls do napisania tego artykułu dał mi tekst Pawła Wimmera w kwietniowym numerze ENTER-a (strony 30-31) pod tytułem “Nomenklatura”.

Rozumiem, że autor poczuł się usatysfakcjonowany własnym spolszczeniem programu WordPerfect, nie rozumiem jednak, dlaczego w dwukolumnowym tekście nie pojawił się żaden przykład rzeczywistych problemów lokalizacyjnych. Dowiedziałem się natomiast, że skutkiem perfidii komuchów młody człowiek jest przesiąknięty językową nonszalancją. I rzeczywiście – określenie “edytor tekstowy” jest klasyczną kalką językową (wg słownika języka polskiego, a w tym artykule będę go często cytował, więc podam, że korzystałem z wydania PWN z roku 1978, “edytor” oznacza “wydawca dzieł drukiem” lub “pracownik naukowy przygotowujący czyjeś dzieło”). Rozumiem, że we współczesnej polszczyźnie jeszcze nie ugruntowało się jedno słowo na określenie programu do pisania tekstów, lecz przecież mamy słowa, które lepiej określają czynność dokonywaną z pomocą takich programów. Mam tu na myśli słowa “redagowanie” i “redaktor” (to ostatnie wg słownika ma też znaczenie “ten, kto tekst zredagował, opracował, przygotował”, świetnie pasujące do opisywanej sytuacji). Jeżeli już koniecznie chcemy program WordPerfect nazwać od czynności, to niech będzie to redaktor – oczywiście bez słowa tekstowy (masło maślane).

Muszę jednak być uczciwy: Paweł Wimmer postawił przynajmniej w swoim artykule jasno problem spolszczania. Jednakże w tym samym numerze ENTER-a (str. 34-36) panowie Marek Gondzio i Tomasz Byzia opisują (w części pierwszej – oznacza to, że niestety będą jeszcze dalsze) swe zawodowe zmagania z tłumaczeniem pewnego programu. Opis jest w gruncie rzeczy skrótem dokumentacji i na trzech kolumnach nie podano żadnego przykładu prawdziwych problemów. Natomiast pojawiają się w nim tak piękne polskie słowa jak “aplikacja” (wg słownika “ozdobny wzór wycięty z tkaniny lub skóry naszyty na tło innej tkaniny” lub “praktyka osób mających ukończone studia prawnicze”) a nawet “interfejs użytkownika” (brak w słowniku słowa “interfejs”, ale chodzi chyba o interface programu). Cóż więc z tego, że stworzony system jest wspaniały – nie wierzę w efekt końcowy tj. w elegancję językową.

Powiedzmy sobie jednak szczerze, że sytuacja w dziedzinie tłumaczenia terminologii jest rzeczywiście fatalna. Nic nie pomogło, że Wacław Iszkowski przez całe lata walczył w INFORMATYCE o poprawność językową. Skutek tego byłby śmieszny gdyby nie był tak żałosny. Otóż Iszkowski lansował słowo “sprzęg” jako polski odpowiednik terminu “interface”, oczywiście w odniesieniu do połączeń elektrycznych. Tymczasem pojawiły się programy graficzne, określane po angielsku GUI (Graphical User Interface), często z dodatkiem user friendly. Mamy wiec teraz dwie szkoły: jedni piszą “graficzny interfejs użytkownika” (biedny użytkowniku, nawet nie wiesz co Cię czeka – operacja graficzna), inni “sprzęg graficzny” co sugerowałoby graficzne sprzęganie (wg słownika “sprzęgać p. sprząc... – złączyć coś z czymś w pewną całość, zetknąć się z czymś, zespolić”). Tymczasem każde dziecko wie, że GUI oznacza wygląd ekranu komputera przyjazny dla użytkownika. W moich artykułach proponuję od dawna określenie “przyjazne oblicze Macintosha”, jednakże rozumiem, że partykularyzm pecetologiczny uniemożliwia przyjęcie takiego określenia.

No właśnie, skoro już mowa o pecetach to nie sposób zapomnieć o Windows. Redakcja PCkuriera ogłosiła swego czasu konkurs na tłumaczenie terminologii i zebrała jego owoce. Powiedzmy od razu – przerażające! Otóż posługując się zamieszczoną w numerze 9/92 (str. 23) listą polskich odpowiedników możemy na przykład utworzyć takie oto potworki jak “edycja ikony aplikacji”. Zaglądając jeszcze raz do słownika, znajdujemy że “ikona – w sztuce bizantyjskiej i wschodniochrześcijańskiej: obraz o tematyce religijnej”. Posługując się słowami “przetłumaczonymi” uprzednio stwierdzamy, że inkryminowane określenie oznacza ni mniej ni więcej tylko “wydanie na tkaninie ozdobnego wzoru o treści religijnej” czyli tytułową odpustową makatkę. O Boże... A przecież można to powiedzieć po polsku bardzo prosto: “zmiany znaczka programu” co każdy (testowałem!) normalny człowiek zrozumie bez problemu.

Menu
Ten obrazek może zostać powiększony
Pora na nieco konstruktywizmu, choć ciężko sroce własny ogon chwalić. Kiedy prawie rok temu pisałem do ENTER-a tekst o spolszczaniu systemu operacyjnego Macintosha (listopad '91, str. 32-34) to miałem nadzieję, że spotka się on z jakimś odzewem, oczywiście spoza środowiska użytkowników jabłuszek (wszystkim macintoshowcom, którzy zgłosili swoje uwagi nt. terminologii systemowej serdecznie dziękuję!). No i co – figa! W czasie jednej z dyskusji dowiedziałem się, że pewien młody człowiek Windows tłumaczy w ciągu pół godziny i że problemu nie ma. Wprawdzie polskich Windows też do dziś nikt nie rozpowszechnia, ale grunt to dobre samopoczucie!

Tymczasem nasze (a mam tu na myśli większą już grupę osób zawodowo dokonujących tłumaczeń programów dla Macintosha) doświadczenia rosną. Jako przykład podam problem prostego słówka “undo”. Proponowaliśmy jako polski odpowiednik “anuluj” i wydawało się, że jest to dobre tłumaczenie. A jednak napotkaliśmy problem: jak przetłumaczyć “redo”? Nasz tłumacz zaproponował zmianę: “undo” można też przetłumaczyć jako “odwołaj” a wtedy “redo” w naturalny sposób zostanie zastąpione słowem “przywołaj”. Dlatego proszę nie zdziwić się, jeśli menu “Zmiany” (ang. Edit) będzie w nowszej wersji systemu operacyjnego Macintosha zawierało na pierwszej pozycji słowo “Odwołaj” (patrz rysunek, którzy stosują polską wersję redaktora MacWrite II mogą to już obejrzeć).

Aby zakończyć ten tekst pozytywną propozycją, przedstawiam ofertę dla wszystkich zainteresowanych. Jeśli wykonujesz spolszczanie programów i chcesz skorzystać z macintoshowego słownika terminów, to przyślij dyskietkę 3,5-calową pod adres SAD Ltd., ul. Mangalia 4, 02-758 Warszawa. Zapiszę na niej w postaci tekstowej (kody Mazovia, Latin 2 lub dowolne inne, byleby były znane) w formacie MS-DOS nasz glosariusz (tak to się nazywa po polsku: “słownik ułożony dla maszyny tłumaczącej z jednego języka na inny”). Jedynym warunkiem jest prośba o przysyłanie uwag oraz propozycji zmian, ale potraktowanych serio, z uwzględnieniem specyficznej terminologii innego otoczenia. Być może w ten sposób, bez szumnych zapowiedzi i seminariów “Alternatywy Otwartości” (brrr – kto wpadł na tak szatańskie określenie???) stworzymy prawdziwie otwartą platformę terminologiczną. Bowiem narzekanie na kapitalistów, komunistów, cyklistów i innych nie doprowadzi nas donikąd.

Od redakcji: zamieszczamy ten tekst, mając nadzieję, iż będzie on zaczynem dyskusji na temat polskiej terminologii mikroinformatycznej.

Jakub Tatarkiewicz

Źródło: “Enter,” Wyjście poza witrynę magazyn komputerowy, nr 7/92 (17), str. 13



  Poprzedni | Następny
Strona dodana 27 marca 2003 roku.

Copyright © 2002-2005 Marcin Wichary
Wersja do druku | Kontakt | Mapa serwisu