www.aresluna.org/attached/computerhistory/articles/junioriinni | |
(Note: This page is available in Polish language only. If you would like it translated to English, please let me know. Sorry for the inconvenience) |
Junior i inni Problem komputeryzacji polskich szkół leży na sercu wielu osobom, lecz niestety nie tym, które powinny być najbardziej zainteresowane. Z początkiem 1985 roku pojawił się w Polsce mikrokomputer ZX Spectrum. Wiązano z nim wielkie nadzieje, pojawiły się projekty wykorzystania Spectrumów w niemal każdej gałęzi życia. Jeden z projektów dotyczył szkół. Jak zwykle zresztą, wszystko było w fazie domysłów, przygotowań i planów. Tylko bardziej przedsiębiorczy nauczyciele wydostali 100 tys. z funduszu pomocy naukowych zakupując Spectrum, magnetofon i parę taśm, czasem i telewizor. Jak rzadkie były to działania niech powie fakt, że w samej Warszawie postąpiły tak początkowo dwie szkoły (licea ogólnokształcące). Potem odważnych przybywało, lecz rząd wielkości podniósł się znikomo. Pojawił się problem inny: właściwego wykorzystania sprzętu. Najczęściej opiekun komputera (komputerów) dostawał wraz z nim instrukcję, z której uczył się i prowadził potem kółko “informatyczne”. Bardzo rzadko trafiał się opiekun zaznajomiony trochę z Basicem, Odrą, Fortranem (na kartach perforowanych). A uczniowie łaknęli wiadomości. Najwięksi entuzjaści spędzali przy komputerze całe godziny, zarówno rano, przed lekcjami, jak i po nich. Uczyli się, doskonalili, pisali programy i nic z tego nie wynikało. Komputer stał się bowiem “bogiem”, a powinien być narzędziem. Na razie dostęp do niego mieli wybrańcy (czasem stał nawet w szafie pancernej lub w domu nauczyciela). Przebąkiwało się coś na temat programów edukacyjnych, testów i zastosowaniu komputera w nauczaniu, lecz sprowadzało się to najczęściej do programów “funkcja kwadratowa”, “test z tabliczki mnożenia” lub “pięć dat historycznych”. Gdy pojawiły się gry, programowanie poszło w kąt. Pracownie komputerowe stały się salonami gier i trudno było temu delikatnie przeszkodzić. Nieliczni jednak myśleli poważnie o zastosowaniu “Trumien” w edukacji. Montowali mini-sieci, telewizory w ścianach, pisali kompleksowe programy. Rzadko dawało to efekt, bo nie każdy zdaje sobie sprawę, jak doniosłą rzeczą jest rozumieć sens i cel działania, zanim się do niego przystąpi. Okres stagnacji trwał. I co by nie robiono w szkołach z Commodorami, Amstradami i innym sprzętem, nie dawało to rezultatu. Ogromnym wysiłkiem woli i innych ważnych czynników zaprojektowany został komputer ELWRO 800 JUNIOR, który miał uzdrowić informatycznie szkołę i nareszcie dać uczniom szansę poczucia się obywatelami Europy. Projekty, prototypy, plany, oferty – to wszystko dawało nam złudzenie, że coś się zmieni. Zakłady Elektroniczne “Elwro” podjęły się wyprodukowania 5 tys. sztuk Juniorów do września 1987 roku. Na tej podstawie otrzymały zamówienia rządowe i rozpoczęły jego realizację. Z przyczyn, których nie warto tu ani teraz rozstrząsać Juniory nie zalały szkół ani w 1987, ani 1988 roku. Formalnie wyekspediowana została ilość 5000 sztuk, nie zaspokoiło to pragnień i nadziei. Tak więc przeciągnął się kolejny, tym razem poważny i nawet wiarygodny projekt komputeryzacji szkół. A uczniowie i nauczyciele czekali. Szczęśliwi, klepiąc w gumki “Spectrumny” marzyli o IBM-ach, nieszczęśliwi mieli nadzieję na wymarzone “Spectrum”. Tymczasem w Polsce powoli pojawiały się IBM-y. Bardzo nieliczne szkoły wysupłały milion lub dwa i zdołały zakupić ten symbol komputeryzacji, elektroniki, nowoczesności itp. – IBM PC XT, zwykle w najuboższej konfiguracji. Nieliczni sięgali więc po wielki świat, a reszta – wciąż czekała. I są tacy, którzy doczekali się. Otrzymali bardziej lub mniej kompletny “komplet” w postaci komputera nauczycielskiego, komputerów uczniowskich, stacji dysków, czase i drukarki. Mimo to, iż system sieci w szkole został uznany za zły już dawno i przez mądrzejszych od nas, to dałoby się z nim wytrzymać, ale... No właśnie. W tym przypadku przeszkodą jest technika. Junior wielkości IBM-a “baby”, drukarka wielkości kombajnu, plątanina kabli (dobrze, gdy są wszystkie) i: TO NIE DZIAŁA! Kiepskie części, niedokładny montaż, ogólna bylejakość powoduje, że Juniory padają jak muchy. Ciągłe wizyty serwisu są nieodzowne przy instalacji niemal każdej pracowni “Juniorowej”. Jeśli już wszystko się uda, komputery działają a stacja warczy, pojawia się problem kolejny: obsługi tego dziwadła. Komendy, klawisze specjalne, kombinacje zostały tak dokładnie wymieszane i skomplikowane, że odszukanie czegokolwiek bez pomocy instrukcji jest niemożliwe. Nie obejdzie się bez wertowania książeczki, prób i błędów. Ale to jest do opanowania; przed nami problem w istocie największy – oprogramowanie. Wiadomo nie od dziś, że komputer jest wart tyle, co programy do niego. Jeśli mamy już pracownię, komputery, cały sprzęt działa, to co mamy zrobić? Pisać od nowa “funkcję kwadratową”? Dostarczane jako wyposażenie dyskietki z Basicem, Turbo Pascalem, Wordstarem to za mało. Równocześnie z rodzącym się w bólach Juniorem winno się było myśleć, co właściwie mamy zamiar z nim zrobić. Dobre oprogramowanie edukacyjne nie powstanie jeszcze długo, do tego trzeba wysiłków wielu ludzi i to od strony koncepcji, a nie tylko “siadł i napisał”. Skoro mamy już sieci (pomijam ich sensowność i bezustanne kłopoty w użytkowaniu), komputery zgodne opcjonalnie z ZX Spectrum, lecz wykorzystywane, jak przystało na poważne systemy, pomyślmy, co zrobić, by przydatne były uczniom, by im coś dawały. Oni na TO czekają! Otrzymujemy listy od nauczycieli “uszczęśliwionych” sieciami “Juniorów”. Proszą nas oni o radę, pomoc, kontakty. Niestety, jesteśmy prawie bezradni. To, co możemy zrobić w tej chwili, to zamieszczanie adresów szkół wyposażonych w “Juniory”. Prosimy więc o listy.
Oto adres jednego z klubów: Źródło: “Bajtek,” nr 9/1989 (45), str. 10 |
Page added on 19th June 2004. |