www.aresluna.org/attached/computerhistory/ks/8705
Attached

(Note: This page is available in Polish language only. If you would like it translated to English, please let me know. Sorry for the inconvenience)


Komputeryzujemy się [5/87]

Triumfalna kariera mikrokomputerów w Polsce trwa nieprzerwanie. Ostatnio prasa zaczyna je porównywać z towarami, które cieszą się w szerokich kręgach społeczeństwa NAJWYŻSZYM PRESTIŻEM wśród RZUCONYCH NA RYNEK.

“Kolejki po komputery DŁUŻSZE NIŻ PO SZYNKĘ” – donoszą gazety wrocławskie po rozpoczęciu sprzedaży Timexów i Spectravideo przez miejscową Składnicę Harcerską. “Przed kolejną dostawą kolejka ustawiała się od godz. 16, gdy sprzedaż miała się rozpocząć dopiero następnego dnia o godz. 10” – pisze “Wieczór Wrocławia”. I zauważa: “Swoją droga to dziwne, że spośród uspołecznionych firm handlowych jedynie Składnica Harcerska wykorzystuje run na komputery. Jest to naprawdę intratny interes”.

“JEDYNYM DOPINGIEM pozostały ROLKI PAPIERU TOALETOWEGO i... komputery” – twierdzi “Kurier Polski”, zastanawiając się nad perspektywami skupu makulatury. “Pobudzanie skupu od ludności przez oferowanie majtek i rajstop mija się z celem. Po prostu te towary są już dostępne w normalnej sprzedaży i nikt nie będzie targał do punktu kilku paczek starych gazet”. “Kurier” sadzi, że szkoły mogłyby odstawiać znacznie więcej makulatury m.in. eksportowanej później na Zachód za dewizy (gdyby miały szansę sprowadzenia sobie mikrokomputera w zamian za nadwyżki). “Niestety, już pół roku trwają rozmowy między ministerstwami, centralami handlu zagranicznego – i nic. (...) Pozornie prosta sprawa czeka na załatwienie”.

* * *

Janina Paradowska opisuje w “Życiu Warszawy” entrée przedstawiciela Zrzeszenia “Mera” w czasie spotkania naukowców debatujących nad programem komputeryzacji wyższych uczelni:

“...przyszedł przepełniony wspaniałym samopoczuciem i swymi deklaracjami wprawił w osłupienie profesorskie grono. Stwierdził bowiem ni mniej ni więcej, że generalnie przemysł potrzeby pokryć może, ale w realizacji praktycznej są kłopoty, szkolnictwo wyższe bowiem powinno sobie uświadomić, ile to właściwie miliardów na ten cel potrzebuje.

Tak więc oto mamy wspaniały rynek nasycony polskimi komputerami, a teraz niech się klienci martwią o środki”.

Rzeczywistość natomiast – stwierdza autorka – “jest jakby zupełnie inna”. Scharakteryzował ją “w prostych słowach prof. Węgrzyn, któremu znajomości tego, co się w świecie i w kraju w tej akurat dziedzinie dzieje, nikt odmówić nie może”. Mazovia i Elwro-800 “do dziś są w handlu niedostępne, nie można ich kupić, sprawdzić, przetestować. Mówi się, że będą to komputery klasy XT, a więc takie, których sezon na świecie właśnie się kończy, (...) bowiem rozpoczęła się era komputerów klasy AT. (...) Może się więc okazać, że przyszła oferta już w momencie przedłożenia będzie najzwyczajniej przestarzała i nieprzydatna.

Czy można coś zrobić, aby do tego nie doszło? Prof. Węgrzyn proponuje bardzo konkretny program, ważny nie tylko dla wyższych uczelni, ale dla całego przemysłu komputerowego i gospodarki: szybkie oddanie choćby kilku egzemplarzy Elwro-800 i Mazovii do wybranych ośrodków politechnicznych i uniwersyteckich, aby je można było wszechstronnie przetestować i wskazać kierunki zmian, jakim sprzęt ten powinien podlegać. (...) Na dobrą sprawę powinna być to propozycja nie do odrzucenia. Zawiera wsparcie intelektualne, a także bieżący kontakt producenta z klientem celem doskonalenia wyrobu. Tak robią wszystkie światowe firmy”.

Na razie, jak się dowiadujemy z dalszej części artykułu, obiecano całemu szkolnictwu wyższemu w Polsce jedną Mazovię i jedno Elwro-800. To i tak znaczny procent produkcji.

* * *

Lubelski “Sztandar Ludu” ma na tę produkcję sposób. Zapewnia, że np. w Czechosłowacji komputery produkują rolnicy w wolnych chwilach.

“Produkcja komputerów przez gospodarstwa rolne ma charakter produkcji ubocznej. Jej nasilenie przypada na okres jesienno-zimowy, gdy nie ma pilnych prac polowych. Pozwala to na lepsze zagospodarowanie wolnej siły roboczej i przynosi gospodarstwom znaczny zysk”.

Pomysł nam się podoba. U nas też zimą na wsi czasu dużo. Podorywki dawno skończone, pszenica ozima śpi se pod śniegiem. Nakarmiwszy więc świnki z rana, rozprostuje rolnik zgarbione plecy, przysiędzie na ławie i komputra ciosać zacznie. XT, AT, jak mu tam po uważaniu...

A Spółka “Mikrokomputery” zzielenieje z zazdrości.

* * *

“W Nowym Jorku wykryto prawdziwą szkołę, w której za sto dolarów uczeń opanowywał sztukę posługiwania się fałszywymi kartami magnetycznymi. 42 pierwszych absolwentów tej szkoły zdążyło ukraść bankom kilka milionów dolarów. Według pewnego eksperta jednej z włoskich firm ubezpieczeniowych, już w 1984 roku 15 proc. wszystkich kradzieży we włoskich bankach dokonywanych było przy pomocy komputera” – pisze Slawoj Nowak w “Wieczorze Wrocławia”.

“... Zapewne komputerowa gorączka w naszych szkołach nie jest spowodowana nadziejami na złupienie zachodnich banków, zaś zfałszowane przy pomocy Spectrum książeczki oszczędnościowej PKO nie jest raczej możliwe. Tym niemniej w obliczu perspektywy przejścia za kilka lat na skomputeryzowany obrót bezgotówkowy przed członkami szkolnych kółek informatycznych rosną szansę wzbogacenia się w sposób trudny, acz przyjemny, i gdy kiedyś ktoś w ten sposób złupi oddział PKO przy ul. Szewskiej, wtedy będziemy wiedzieli, że osiągnęliśmy kolejny etap rewolucji naukowo-technicznej”.

Podsumowanie autora: “Oby tylko w obawie przed owymi przestępcami przyszłości nie zrezygnowano z wyprowadzania naszych banków z głębin XIX wieku”.

* * *

“TIM” – Tygodniowy Ilustrowany Magazyn – w swoim kąciku “Komputer domowy” uporczywie pisze o “języku komputerowym Lego”, “polskim Lego”, “żółwiu z Lego” itd. Sądziliśmy początkowo, że to błąd korektorski, okazało się, że nie – “Lego” powtarza się wielokrotnie i w różnych numerach. Tymczasem język komputerowy nazywa się LOGO (greckie “logos” oznacza słowo, pojęcie, rozum – stąd logika), natomiast Lego to nazwa sławnych duńskich klocków dla dzieci, skrót od “let godt” – “baw się dobrze”.

Jedno się zgadza: w Lego rzeczywiście też możemy skonstruować żółwia. Niestety, nie będzie on kompatybilny z żadnym komputerem.

* * *

“Przegląd Tygodniowy” rozmawia z Amerykaninem polskiego pochodzenia, właścicielem firmy Logical Design Works Inc., Lucjanem Wenclem, który prowadzi w Polsce rozliczne interesy: montuje w naszym kraju i sprzedaje naszym przedsiębiorstwom komputery Quasar (Przedsiębiorstwo Zagraniczne “Karen”), dostarcza za pośrednictwem “Pewexu” komputery Atari etc. Jednego tylko interesu nie robi: nie sprzedaje swoich programów na polskim rynku, “a jedną z głównych przyczyn jest nieprawdopodobne piractwo! Zaprowadzono mnie kiedyś na perski jarmark i włos mi się zjeżył na głowie. Zobaczyłem osobników, którzy bez obawy reklamowali i sprzedawali skopiowane programy do różnych komputerów”.

Pan Wencel wcale nie musiał iść aż na perski jarmark, żeby się o tym przekonać. Wystarczyło czytać polską prasę, by się np. dowiedzieć, iż właśnie ze wspomnianego przezeń powodu jury zdyskwalifikowało ponad jedną czwartą programów zgłoszonych do konkursu na najbardziej oficjalnych Ogólnopolskich Targach “Softarg 86” w Katowicach. Tyle tylko, iż to co p. Wencel nazywa NIEPRAWDOPODOBNYM PIRACTWEM, nasi dobrze wychowani jurorzy określili znacznie grzeczniej jako “ZBYT MAŁĄ ORYGINALNOŚĆ”.

* * *

W związku z krakowską studencką aferą komputerową (o której wspominaliśmy w tej rubryce) pisze w “Życiu Warszawy” Zbigniew Siwik:

“Tylko dlatego, że dbam o interes mojego kraju – nie ujawnię w tym tekście najwymyślniejszych sposobów, jakimi stali handlarze i zwykli polscy turyści przewożą do kraju podzespoły elektroniczne, które potem odsprzedają rzemieślnikom, by ci mogli z nich składać komputery nie gorzej od oryginalnych IBM. Te maszyny stają się potem najtańszym i najlepszym z możliwych wyposażeniem firm państwowych.

(...)Firma “Hector” sprzedała w ub. roku 5 systemów mikrokomputerowych Instytutowi Automatyki Politechniki Warszawskiej, 3 – Instytutowi Informatyki PW, 6 – Instytutowi Telekomunikacji, 7 – Instytutowi Meteorologii i Gospodarki Wodnej, 8 – Instytutowi Ekologii Polskiej Akademii Nauk., itd. Łącznie 87 systemów nie gorszych od amerykańskich oryginalnych IBM XT i najnowszego przeboju tej firmy IBM PC/AT o wielkiej pamięci i świetnej grafice. Płytki tej grafiki i wielkie pamięci były kupione m.in. od krakowskich studentów”.

Przestępcza szajka studencka sprowadzała także już parę lat temu gotowe komputery IBM PC/AT – zupełnie wówczas niedostępne na polskim rynku ze względu na embargo amerykańskie. W krakowskich zakładach “Unitra-Telpod” służą one “do wspomagania projektowania konstruowanych elementów elektronicznych oraz przechowywania informacji o 1,5 tys. kontrahentów, 5,5 tys. pracowników, 56 tys. różnych wyrobów, 14 tys. pozycji materiałowych, 130 tys. możliwych pozycji asortymentowych i o ponad 200 tys. transakcji finansowych zawieranych w ciągu roku (...) Podobno prokurator twierdzi, opierając się na wycenach niezależnych ekspertów, że wysokość całej transakcji zawartej przez “Telpod” ze studentami za pośrednictwem “Bomisu” i “Comintexu” o 30 mln zł przekroczyła faktyczną wartość sprzętu liczoną w złotówkach. Bo za złotówki kupiono te objęte embargiem komputery, i prawdopodobnie prokurator ma rację – wyjątkowa atrakcyjność sprzętu, możliwość zakupu za złotówki, brak innych źródeł podaży i mafijne współdziałanie dwóch pracowników AGH z dyrektorem OBR i studentami – zrobiły swoje. Może dobrze się stało, że młoda branża komputerowa dostała zimny prysznic na głowę i że wielu zdało sobie sprawę, że z przepisami prawa lepiej nie igrać.

Ale pozostaje pytanie: czy przepisy prawa odpowiadają interesom gospodarki?”.

/JR/

Źródło: “Komputer,” popularny miesięcznik informatyczny, nr 5/87 (14), str. 7



Page added on 3rd February 2003.

Copyright © 2002-2005 Marcin Wichary