www.aresluna.org/attached/computerhistory/ks/8708 | |
(Note: This page is available in Polish language only. If you would like it translated to English, please let me know. Sorry for the inconvenience) |
Komputeryzujemy się [8/87] W artykule “Komputer jak kompromitacja” pisze w “Związkowcu” Jacek Swidziński: “Minikomputer stal się w Polsce zwykłym gadżetem służącym do uprawiania mniej lub bardziej głupawych gier elektronicznych. Ten model zastosowania elektroniki lansują, mnożące się jak grzyby po deszczu, pisma w rodzaju “Bajtka” czy “Komputera”. Przeczytaliśmy to ze zdumieniem. Różne wady można naszemu pismu wytknąć, ale tej z pewnością nie! Mógł tak napisać tylko ktoś, kto “Komputera” w ogóle nie czyta. My, nie czytając “Związkowca” (tekst artykułu otrzymaliśmy z Biura Wycinków Prasowych “Glob”), nie mamy pojęcia, jaki i czego model periodyk ten lansuje, ani jak się takie pisma mnożą, toteż nie wypowiadamy się na ten temat. Dlaczego “Związkowiec” nie kieruje się równie zdrową zasadą? * * * Wystawę “Infosystem” we Wrocławiu cała prasa opisywała z uznaniem, dostrzegając jednakże kontrasty między tym, co wystawiano, a rzeczywistością wokół. “Ja, informatyk, przyjeżdżam na targi komputerowe, natomiast w hotelu staję w trzech kolejkach, czekam potem na klucz – i to jest nielogiczne” – poskarżył się “Gazecie Robotniczej” dyrektor oddziału ICL. “W całej ogromnej sali organizatorzy nie byli w stanie zapewnić wystawcom i dziennikarzom ani jednego telefonu. Aparaty udostępnione po uporczywych prośbach – łaczyły z “miastem” poprzez archaiczną centralkę. Dodzwonienie się do abonenta wrocławskiego zabrało waszemu wysłannikowi 45 minut. Telefoniczna łączność z Krakowem z miejsca prezentacji najnowocześniejszej techniki komputerowej była absolutnie niemożliwa” – pisze sprawozdawca krakowskiego “Dziennika Polskiego”. I kończy: “Niech ta gorzka uwaga wystarczy za komentarz dla – w sumie potrzebnej – wrocławskiej wystawy marzeń o XXI wieku.” * * * “– Że jesteśmy do tyłu w porównaniu ze światem? To oczywiste! My wychodziliśmy z obozów koncentracyjnych, kiedy świat miał już pierwsze komputery” – powiedział w wywiadzie dla wrocławskiej “Gazety Robotniczej” Jerzy Chełchowski, I zastępca dyrektora naczelnego “Elwro”. To, co powiedział, jest, rzecz jasna, zgodne z faktami; a jednak nie powinien był użyć tego argumentu. Nie jest bowiem właściwe odpieranie za pomocą tragedii wojennej takich zarzutów, jakie wrocławskiemu “Elwro” stawia na sąsiedniej szpalcie tejże gazety dyrektor Maciej Pietrzak z Ośrodka Informacji i Informatyki Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego: “Od lat robimy rzeczy stare. W najlepszym wypadku modyfikujemy je. Niedopuszczalne jednak jest, aby tempo zmian było tak minimalne. Na przykład “Elwro” przygotowało nowy komputer RIAD 34. Jakże niewiele różni się on od swego poprzednika RIADA 32, który powstał dziewięć lat temu.” Co tu mają do rzeczy obozy koncentracyjne? Z wypowiedzi obu dyrektorów warto też przytoczyć dwugłos następujący: “Ministerstwo (...) zgromadziło odpowiednie środki, dewizowe też, przeznaczone na zakup komputerów dla szkolnictwa wyższego. Poprosiliśmy producentów, oczywiście krajowych, o przygotowanie oferty. Chcieliśmy się dowiedzieć, co i ile, i za ile, mogą nasi potentaci wyprodukować. Powiem tylko, że najpierw była głucha cisza. Dopiero po monitach odezwało się “Elwro”, którego oferta okazała się niekompletna i tym samym sprawa zmarła śmiercią naturalną (...) Na nasze zapotrzebowanie na najbliższą pięciolatkę nie otrzymaliśmy oferty ze strony przemysłu” – stwierdza dyr. Pietrzak. “Z wielu powodów, poważnych i niepoważnych, nauczanie informatyki w naszych uczelniach wyższych nie wyprzedza rzeczywistości, lecz jest za nią” – stwierdza dyr. Chełchowski. Prawdopodobnie najpoważniejszym z owych wielu wspomnianych przez dyr. Chełchowskiego powodów takiego stanu szkolnictwa jest właśnie ten, o którym mówi dyr. Pietrzak. * * * W “Życiu Warszawy” Krzysztof Walczak podaje, że według szacunkowych obliczeń w ubiegłym roku sprowadzono do Polski prywatnie ok. 20 tys. sztuk mikrokomputerów. W “Expressie Wieczornym” Joanna Solska zastanawia się, kto na tym zarabia, a kto traci. Prywatny importer – oczywiście zarabia. Państwo – zarabia “i to wcale nielicho na opłatach skarbowych i podatkach”. Państwowy nabywca – nie traci “bo wliczył to w koszty, a koszty wliczy w ceny oferowanych przez siebie towarów i usług.” Wynikałoby więc, że na komputeryzacji stracą – płacąc wyższe ceny – klienci, czyli społeczeństwo, ale przecież takie stwierdzenie byłoby absurdalne. Społeczeństwo traci tylko wskutek opóźnienia komputeryzacji. Więc może nikt nie traci, lecz wszyscy zyskują? Nie wiadomo, dlaczego do tego oczywistego wniosku trzeba wciąż od nowa przekonywać. “Gdy się tylko pobieżnie wejrzy w ten komputerowy interes, pierwszą reakcja, jest z reguły oburzenie – kontynuuje ten sam temat Andrzej Got z Krajowej Agencji Robotniczej. – Jak to? Legalnie rosną wielomilionowe fortuny, a my ledwie wiążemy koniec z końcem. Jest to rzeczywiście zjawisko drażniące opinię społeczną. Ale przecież z drugiej strony mamy do czynienia ze swoistym fenomenem – z komputeryzację uspołecznionej gospodarki za prywatne dolary. Można oczywiście cały ten komputerowy interes zlikwidować kilkoma administracyjnymi zakazami, lecz wówczas – wobec znanej sytuacji dewizowej kraju – większość państwowych przedsiębiorstw mogłaby obejrzeć komputery tylko w katalogach.” “Tam gdzie są pieniądze i towary, będą interesy – podsumowuje autor. – Może lepiej, żeby były one i legalne, i kierowane ku społecznemu pożytkowi.” * * * “Dziennik Zachodni” donosi, że “w dziedzinie ochrony środowiska w woj. katowickim dzieje się teraz więcej dobrego niż kiedykolwiek” (choć lojalnie dodaje, iż “często w odczuciu mieszkańców regionu jest to ciągle za mało”). Wśród tego dobrego, które się dzieje, na pierwszym miejscu gazeta wymienia “przygotowywanie tzw. systemu sterowania środowiskiem. Z pomocą aparatury rejestrującej ilość i jakość wydalanych do atmosfery zanieczyszczeń, w oparciu o prognozę pogody dla Śląska i nowoczesną technikę komputerową, stworzy się system mający pełnić rolę doradczą w podejmowaniu decyzji dotyczących przykładowo – rodzaju paliwa, jakiego powinno się używać w hutach, elektrowniach itp. w celu ograniczenia negatywnego wpływu na otoczenie.” Ciekawe, jak toto będzie działało? Kiedy komputer doradzi np. użycie najbardziej zasiarczonego paliwa? Czy wtedy, gdy powietrze będzie najbardziej zanieczyszczone – bo i tak już wszystko jedno – czy przeciwnie: “Chłopaki – powie – coś dziś czyściutko, lecim z siarką”. Czy będzie rozdzielał zanieczyszczenia po sprawiedliwości – Będzin miał przedwczoraj, Czeladź wczoraj, dziś obskoczymy Rudę Śląską – czy też upodoba sobie np. Mikołów, a krzyżyk postawi na Łazy, lub odwrotnie? “Wprzęgnięcie techniki komputerowej pozwoli również zrozumieć, jakie zmiany w najbliższym otoczeniu danego zakładu powodują emitowane przez niego gazy, pyły i wprowadzane do potoków i rzek ścieki.” Oto naprawdę Pomyślna Wiadomość! Dziś dyrektorom i inżynierom brakuje po prostu informacji: czy jeśli wpuszczą ściek do potoku, potokowi zrobi to dobrze czy źle? Ale jak już będzie Komputer, a nawet cały System Komputerowy, to im odpowie: – Kiepskoście panowie zrobili, rybki pozdychały, i wszystkie inne żyjątka wodne też. – Ojej – zacukają się dyrektorzy i inżynierowie. – A to ci nieoczekiwany skutek! I co teraz? – Zbudujcie oczyszczalnię – podpowie mądry System Komputerowy. I oni zbudują. I wszystko będzie fajnie. Źródło: “Komputer,” popularny miesięcznik informatyczny, nr 8/87 (17), str. 12 |
Page added on 3rd February 2003. |