Home | Polski | |
Go back | Previous | Next |
(Note: This page is available in Polish language only. If you would like it translated to English, please let me know. Sorry for the inconvenience) |
Komputeryzujemy się [9/88] Komputeryzujemy się wciąż, ale najszybciej podczas wakacji, gdy zaczynają się urlopy. “Nie po raz pierwszy okazuje się, że ogromna większość naszych rodaków potrafi handlować, z wyjątkiem może pracowników central handlu zagranicznego” pisze Adam Gwiazda w artykule “Turyści-zaopatrzeniowcy czyli komputeryzacja naszej gospodarki” w bydgoskim tygodniku “Fakty”. Zaś “Głos Wybrzeża” w publikacji Ryszarda Jaworskiego “Fenicjanie wschodniej Europy” rozwija tę samą myśl na temat owej “zaopatrzeniowej turystyki”: “Z większości krajowych tekstów, suto na ogół zakrapianych kaznodziejstwem, jawią się czarne postaci promowo-autobusowych handlarzy (...) ale gdyby nie ci “złoczyńcy”, to w Polsce byłoby o pół miliona komputerów mniej (...) Prototypowy Bosman 8, nad którym męczą się w gdańskim Unimorze, jest grubo droższy od tego, jaki oferuje dzielnica Baumwall w Hamburgu, i co smutniejsze – równie grubo gorszy. Odry umarły śmiercią naturalną. Ale stereotyp handlarzy, spekulantów i tym podobnych “przestępców” trzyma się mocno (...)Najpierw wiedeński Mexico Platz odziewał pół Polski w dżinsy i rajstopy, potem – i do dziś – Stambuł w kożuchy i skóry, teraz Baumwall komputeryzuje nam gospodarkę. Ale nigdy, głowę za to daję – nie trafili tam żadni oficjalni urzędnicy z biur radców handlowych przy polskich ambasadach. Ci eleganccy panowie byli zawsze od większych interesów. Rezultat tych i innych interesów na razie zamyka się liczbą 39,5 miliarda dolarów. Do zapłacenia.” Mottem artykułu z “Głosu Wybrzeża” jest cytat z “ojca ekonomii” – Adama Smitha: “Nie od przychylności rzeżnika, piwowara czy piekarza oczekujemy naszego obiadu, lecz od ich dbałości o własny interes. Zwracamy się nie do ich humanitarności, lecz egoizmu i nie mówimy im o naszych potrzebach, lecz o ich korzyściach.” * * * “Kurier Podlaski” przytacza relację z konferencji prasowej “Elwro”: “Mieliście wyprodukować 10 tysięcy Juniorów, a słyszymy o 3 tysiącach? – Ministerstwo Edukacji Narodowej nie ma pieniędzy na większe zamówienia. – Dlaczego reszty nie skierujecie na rynek? Ile kosztuje Junior? – 300 tysięcy, tyle samo stacja dysków i drukarka. Komentarz z sali: To nic dziwnego, że nikt nie chce kupować. Taniej w “Pewexie” można kupić znacznie lepszy komputer. – Czy to prawda, że wystąpiliście o nałożenie cła na sprowadzane do Polski komputery, aby wyeliminować konkurencję? Dyrektor: – Nie! Zastępca: – Chwileczkę. Wystąpiliśmy, ale nie aby eliminować konkurencję, lecz w celu uporządkowania rynku. Wolne od cła byłyby komputery XT. Jak widać, bodźcem do działania w gospodarce niekoniecznie musi być własny interes, o którym mówi Adam Smith. Można kierować się, jak w tym przypadku, całkiem bezinteresownym ZAMIŁOWANIEM DO PORZĄDKU NA RYNKU. Co do samego meritum sprawy, to występują tu dwie szkoły: jedna lubi, gdy na rynku jest porządek właśnie, druga woli, żeby był raczej na nim towar. * * * “– Bez komputera nie potrafi już sobie wyobrazić pracy np. kierownik dużego magazynu, który mając go, po naciśnięciu guzika wie czym dysponuje. I to bez wielodniowej inwentaryzacji. Podobnie księgowy, który dzięki takiemu PC/XT nie śni o koszmarze czekającego go bilansu. Wszelkie finansowe analizy ma do dyspozycji, kiedy tylko zechce (...)Tam gdzie nam i kolegom z podobnych firm udało się zaszczepić “szał” komputeryzacji, powszechna już jest użytkowa znajomość sprzętu i docenianie jego przydatności” – powiedział “Kurierowi Polskiemu” Leszek Grzanka z Centrali Techniczno-Handlowej “Inform”. Komputeryzujemy się i coraz częściej dostrzegamy, jak to ułatwia życie: “Kasjerek nie przybyło, a kolejek nie ma wcale lub prawie wcale. Nierzadkie są chwile, gdy większość kasjerek bezczynnie czeka na klienta” – relacjonuje w “Życiu Literackim” Romuald Karyś efekty komputeryzacji kas “Polresu” na warszawskim Dworcu Centralnym, gdzie poprzednio godzinami trzeba było stać w ogonku po bilet. “W tych kasach są jeszcze aparaty telefoniczne, przez które kasjerki dawniej dokonywały rezerwacji, nieraz minutami wyczekując na połączenia z dyspozytorkami, a potem na ich odpowiedź. Teraz telefonów już nie używają. Najważniejszym urządzeniem na pulpicie każdej z kasjerek jest mały monitor z klawiaturą. Podróżny mówi kiedy i jakim pociągiem chce jechać, w jakim przedziale, na którym ze znajdujących się w nim miejsc. Kasjerka słuchając go naciska odpowiednie klawisze. Odpowiedź komputera, przydzielająca żądane miejsce (lub informująca o jego braku) ukazuje się na monitorze w ciągu 3-4 sekund. Odpowiednie adnotacje na bilecie dokonywane są automatycznie. Czas obsługi klienta skrócił się średnio 30-krotnie!” Podobny system rezerwacji miejscówek wprowadzono w Gdańsku i Krakowie, na początku przyszłego roku skomputeryzowane kasy mają być uruchomione także w Katowicach, następnie w kolejnych miastach. Niestety, rezerwacja nie obejmuje ani pociągów międzynarodowych, ani wagonów sypialnych i kuszetek. Ponieważ jednak liczba slipingów i kuszetek znów się – wraz z nowym rozkładem jazdy – zmniejszyła i tendencja ta wydaje się trwała, ten akurat problem sam się zapewne rozwiąże, już bez konieczności wydatków na komputery. Nie zostanie nic do rezerwowania. * * * Komputeryzujemy się więc, ale czasem dość zabawne wynikają z tego problemy. Andrzej Gorzym w “Polityce” opowiada, jak chciał wysłać za granicę list zawierający dyskietkę komputerową: “Urzędniczka na poczcie ostrzegła życzliwie, że przesyłka może być cofnięta z granicy, gdyż przepisy nic nie mówią o wysyłaniu dyskietek. Owszem, można wysyłać książki, płyty, kasety, nawet wideo, ale dyskietki? Nie wiedzieli co z tym fantem zrobić również urzędnicy wyżsi rangą i poradzili zwrócić się w tej sprawie do Urzędu Celnego. Tam również pytanie wywołało zdziwienie. Poradzono mi, bym zaryzykował i wysłał, A NUŻ SIĘ UDA... Zależało mi jednak na odpowiedzi, jakie warunki muszę spełnić, by nie ryzykować i mieć pewność, że przesyłka wyjdzie za granicę. Po niedługim czasie znalazł się kompetentny dyrektor, który powiedział: Proszę przyjechać do Urzędu Celnego z dyskietką. Napisze pan oświadczenie, że nie zawiera ona treści godzącej w interesy PRL, a my opieczętujemy przesyłkę, by nikt jej już nie kontrolował. A co będzie, gdy list z taką dyskietką zechce wysłać mieszkaniec Ustrzyk, Pułtuska lub innego miasteczka? Czy też będzie musiał jeździć do Urzędu Celnego w Warszawie i pisać oświadczenia?” * * * Przemysław Ćwikliński z “ITD” pyta Tomasza Goban-Klasa, komunikologa (jak sam się nazwał, jako że dziedzina, którą się zajmuje, to po angielsku “communication studies”): “...Pisano niedawno, że dla dziennikarzy z bloku wschodniego organizatorzy olimpiady w Calgary przygotowali specjalne pomieszczenie, w którym stały “archaiczne” maszyny do pisania. Podczas ostatniej wizyty papieża w Polsce widziałem, jak zachodni dziennikarze nadawali korespondencje za pomocą telefonu i komputera. Czy istotnie jesteśmy społeczeństwem preinformatycznym, czyli w stosunku do Zachodu – “prehistorycznym”? – Sytuacja jest i zła, i dobra. Dobra, bo zainteresowanie wielu Polaków własną informatyzacją jest bardzo duże, np. jeśli chodzi o liczbę komputerów osobistych to Polska przegrywa konkurencję powiedzmy z RFN, ale na pewno wygrywa z NRD, Czechosłowacją i Związkiem Radzieckim. Liczba osób, które mają pojęcie, co to jest komputer, jak się nim posługiwać, na czym polega programowanie, jest u nas dość imponująca (...) Wszakże o tym, czy jakieś społeczeństwo jest informatyczne czy preinformatyczne, nie decyduje liczba sprzętu ani nawet jego dostępność. Skłaniam się ku tym zachodnim teoriom, według których społeczeństwo jest informatyczne dopiero wtedy, gdy udział ludzi pracujących w zawodach związanych z gromadzeniem, przetwarzaniem i przesyłaniem informacji zbliża się lub przekracza 50 procent.” Na podobny temat pisze w “Przeglądzie Tygodniowym” Jan Rurański: “...Dokonały się już na świecie rewolucyjne zmiany w obiegu informacji. My wprawdzie tego nie zauważamy, bo ta międzykontynentalna i kosmiczna transmisja przebiega mimo nas i ponad nami, ale być może nadejdzie taki dzień, że i nasze komputery będę mogły sobie rozmawiać przez nasze telefony. Zresztą nie tylko komputery, także telewizory można z pożytkiem podłączyć do linii telefonicznej i odbierać tzw. teletekst lub informacje handlowe. Linia telefoniczna może także przenosić rysunki i fotografie. I to jest właśnie najszybciej rozwijający się od kilku lat biznes elektroniczny. Urządzenie nazywa się telefax i umożliwia w kilkadziesiąt sekund przekazanie – punkt po punkcie – obrazu strony formatu A-4 (...)Technicznie rzecz biorąc – żadna nowość. Zdjęcia metodą “telefoto” i nawet “radiofoto” przesyła się od wielu lat. Nowością jest tu miniaturyzacja, standaryzacja i obniżka ceny tych urządzeń, co zdecydowało o ich rozpowszechnieniu... O tym, że informacja jest towarem i że można ją sprzedawać, ludzie wiedzieli od dawna. Ta idea legła kiedyś u podstaw funkcjonowania wielkich agencji informacyjnych. Ale mało kto wie, że współcześnie wielkie agencje prasowe bynajmniej nie żyją z informacji sprzedawanych prasie. To jest tylko margines biznesu. Agencja Reutera np. tylko kilkanaście procent swoich dochodów uzyskuje ze sprzedaży serwisów prasowych, większość natomiast – sprzedając informacje handlowe, bankowe i ekonomiczne (...)Oddzielnym problemem są informacje naukowe (...) Każdego dnia ukazuje się na świecie 17 tys. publikacji naukowych z różnych dziedzin. Nikt nie jest w stanie przejrzeć jednej tysiącznej tej masy papieru. Tylko komputery mogą tak szybko operować zbiorami informacji, aby wolno myślący człowiek dostał na swoje biurko wszystko to i tylko to, co go interesuje. (...)Tak oto – rozmyślam sobie nostalgicznie – ponad naszymi głowami i obok nas płynie coraz gęstszy strumień informacji, którego wkrótce nie tylko odbierać, ale nawet zrozumieć nie będziemy mogli, jeśli nie zrobimy czegoś, co pozwoli nam wystawić głowę z informatycznego buszu, w jakim dziś żyjemy. Można się wprawdzie pocieszać, że jeśli my nie będziemy nadążać za światem, to świat będzie musiał w końcu znaleźć sposób na to, by się z nami porozumieć. Nie może bowiem w środku Europy istnieć “czarna dziura” telekomunikacyjna, jaką obecnie stanowimy. Ale licha to pociecha, bo nie wiadomo czy naprawdę jeszcze wtedy będziemy mieli światu coś ciekawego do powiedzenia...” Źródło: “Komputer,” popularny miesięcznik informatyczny, nr 9/88 (30), str. 13-14 | |
Previous | Next |
Page added on 3rd February 2003. Copyright © 2002-2005 Marcin Wichary |
Printable version | Contact | Site map |