Home | Polski | |
Go back | Previous |
(Note: This page is available in Polish language only. If you would like it translated to English, please let me know. Sorry for the inconvenience) |
Komputeryzujemy się [4/90] Psycholodzy i socjolodzy są zdania, że człowieka trzeba przygotowywać do życia w “społeczeństwie informatycznym”. Przyjrzyjmy się jak przebiega to przygotowanie w szkolnictwie wyższym. W “Rzeczypospolitej” przeczytaliśmy: “Wszystkie szkoły wyższe spisały i policzyły czym dysponują. Okazuje się, że mają sprzęt przestarzały, wzorowany na n ie produkowanych już seriach ICL 1900, IBM 360, IBM 370 i PDP 11. Stopień zużycia i awaryjność bardzo duża. Komputerów tych jest ok. 130 – nie ma żadnej możliwości zapewnienia im właściwego oprogramowania, a koszty eksploatacji przekraczają możliwości uczelni. W latach 1986-1988 szkoły wyższe zakupiły ok. 5 tys. mikrokomputerów, w tym 2,5 tys. klasy PC XT/AT, ale te ilości nie pozwoliły na powszechne wprowadzenie technik komputerowych do dydaktyki. Pozwoliły jedynie na dokształcanie kadry oraz rozpoczęcie prac nad oprogramowaniem. Nie najlepiej wygląda sytuacja kształconych informatyków. Liczba absolwentów (ok. 600 rocznie) w znikomy sposób pokrywa zapotrzebowanie (2 tys. osób). (...) Planuje się wyposażenie szkół wyższych w następujące komputery: IBM PC (AT-386, AT, XT), DEC, Elwro 800 Junior. (...) Dla zobrazowania potrzeb szkolnictwa warto przypomnieć, że według opracowania “Program rozwoju informatyki do 1995 roku” należałoby w systemie edukacyjnym zainstalować ok. 550 tys. mikrokomputerów, 260 minikomputerów i 10 maszyn dużej mocy.” I jak tu mówić o społeczeństwie informatycznym, gdy nie ma na czym uczyć studentów i prowadzić badań naukowych. Nie ma sprzętu, oprogramowania, ale za to jest... bardzo dobry i słuszny – jak zawsze – program o tajemniczym kryptonimie RR I (Uwaga! Wróg podsłuchuje!). Przewiduje on, że jeden mikrokomputer będzie przypadał na 5 studentów na kierunkach technicznych, i na 15 studentów na pozostałych. Cóż, widocznie szanownym decydentom rok 1995 (jest to rok zakończenia realizacji programu) wydaje się bardzo odległy, bo jak dotąd wykonanie programu jest opóźnione – też jak zawsze – i nadal jeszcze w początkowej fazie. Swoją drogą znamienite wrocławskie zakłady “Elwro” mają siłę przebicia, jeśli zdołały umieścić na liście komputerów dla szkół wyższych, obok takich potentatów jak IBM i DEC, swój rewelacyjny, nowoczesny wyrób typu ZX Spectrum – Elwro 800 Junior. Obyś się na Juniorze uczył. * * * Pozostańmy w kręgu komputeryzacji szkół wyższych. Programy rozwoju już znamy, zajrzyjmy więc teraz w mury uczelni. “Gazeta Olsztyńska” donosi: “1 lipca 1988 r. powołano w ART Pracownię Zastosowań Informatyki. Istniejącą tu wcześniej placówkę matematycznych obliczeń, z wysłużonym komputerem Odra 1204, przesunięto na zasłużoną emeryturę. Dotychczas zainstalowano tu cztery nowe komputery IBM, kolejnych pięć jeszcze przybędzie. Studenci i pracownicy naukowi uczą się tu obsługi komputera IBM. (...) Mamy skomputeryzować obsługę dziekanatów, całą sprawozdawczość, zaliczenia sesji egzaminacyjnych, przyjęcia studentów na I rok nauczania – wylicza kierownik pracowni dr Jan Mikołajczyk. – A przed nami program dla biblioteki, znaczne poszerzenie zakresu dydaktyki, a także umożliwienie szerszego wykorzystania urządzeń komputerowych w pracach naukowych.” Plany bardzo ambitne. Nasuwa się jednak pytanie. Jak to wszystko można wykonać na tych kilku komputerach? Przenieśmy się teraz na południe. “Czy komputery wejdą do krakowskich uczelni?” – zadaje pytanie “Gazeta Krakowska”. “Okazuje się iż tylko PWST i ASP nie posiadają komputerów. Pozostałe uczelnie są w posiadaniu tego sprzętu, ale często jest on nie wykorzystany. Dlaczego? Otóż okazuje się, że mamy za mało fachowców mogących obsługiwać te skomplikowane urządzenia. (...) Kolejny problem to brak systemu. W Krakowie jest łączność międzyuczelniana, ale końcówki łączy nie ma w każdym instytucie. Uczelnie są również nie dofinansowane. (...) Tak więc w krakowskich uczelniach rozwój komputeryzacji jest jeszcze w powijakach...” Jeśli jest brak obsługi do tej niewielkiej ilości sprzętu, to co by to było, gdyby komputerów było pod dostatkiem. Szkoda też, że przyszli artyści pozbawieni są kontaktu z jednym z narzędzi pracy artysty plastyka, jakim jest już komputer. Dzisiaj nie wystarczają tylko farby, pędzle i płótno. Na Śląsku, jak podaje katowicki “Wieczór”, uczelnie próbują połączyć swe siły tworząc “GASK” czyli Górnośląską Akademicką Sieć Komputerową. Obejmuje ona Politechnikę Śląską w Gliwicach, Akademię Ekonomiczną i Uniwersytet Śląski. “Połączenie lokalnych sieci poprzez węzeł telekomunikacyjny umożliwi wzajemny dostęp do informacji zawartych w lokalnych bankach danych. Znajdą się w nich kartoteki nowości bibliotecznych, prac naukowo-badawczych, katalog pracowników nauki oraz bazy “monotematyczne” zawierające kompendium wiedzy np. o danym problemie naukowym.” Jak widać, nie wszyscy siedzą z założonymi rękami i mimo trudności, braku sprzętu, pieniędzy próbują coś zrobić. Ciekawi nas tylko jak działają na Śląsku telefony, bo jeśli tak jak w Warszawie, to żywot sieci “GASK” będzie krótki. * * * W “Sztandarze Młodych” znaleźliśmy opis pewnego doświadczenia. “Firma “Remator” z Katowic, zajmująca się na co dzień pisaniem programów dydaktycznych dla szkół średnich i wyższych, przeprowadziła nietypowy eksperyment. Jedną z klas Zespołu Szkół Elektronicznych w Sosnowcu podzielono na dwie grupy. W pierwszej znaleźli się uczniowie najsłabsi i tych uczono wykorzystując technikę komputerową, w drugiej – najzdolniejsi, prowadzeni metodami tradycyjnymi. Po pierwszym semestrze wyniki były następujące. Średnia ocen w pierwszej grupie wynosiła 4,5, w drugiej – 3,5. – Wynika to z olbrzymich możliwości obrazowego oddziaływania na ucznia – twierdzi Kazimierz Pituch, prezes “Rematora”. – Są to elementy, których nauczyciel nie jest w stanie pokazać na tablicy. Program w komputerze żyje przez całą godzinę, uaktywnia.” To faktycznie “nietypowy” eksperyment, a wyniki tym bardziej “nietypowe”. Jeżeli grupa uczniów najlepszych ma średnią 3,5, to coś nie tak. Metody nauczania tej grupy nie zmieniły się więc i jej wyniki nie powinny się zmienić. Wypływa stąd prosty wniosek – to wcale nie byli najlepsi uczniowie. Chociaż mógł się zdarzyć cud, a ten cud to z pewnością programy firmy “Remator”. * * * Czy polski rynek komputerowy wyzwala i pobudza konkurencyjność? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć “Gazeta Lubuska” opisując choszczeńską firmę PZ “Globo”. “Na rynku przetrwają tylko najlepsi tzn. ci, którzy będą oferować dobry sprzęt po atrakcyjnych cenach. I ci, którzy będą... najszybsi. Z takiego założenia wyszło choszczeńskie “Globo”, które niedawno zakupiło 3-osobowego “Kolibra”. Ten samolot – wg obliczeń szefów firmy – daje tylko zyski. Przedsiębiorstwo produkuje i sprzedaje komputery na licencji BIM. Daje gwarancję i zapewnia serwis części zamiennych. – Do niedawna – mówi Tadeusz Puczyński, dyrektor choszczeńskiej firmy – było tak, że np. zgłaszano nam z Wrocławia usterkę komputera. Na miejscu okazywało się, że to tylko bezpiecznik. Kierowca tracił na dojazd i powrót prawie dwa dni, mechanik też. Teraz, gdy mamy swojego pilota, takie naprawy są wykonywane prawie natychmiast.” Mamy nadzieje, że nie tylko “takie naprawy” są wykonywane w “samolotowym” tempie, a ceny usługi nie sięgają obłoków. Obecnie firmy komputerowe zatrudniając “serwisantów” żądają posiadania prawa jazdy, jak widać, lepiej mieć jednak licencję pilota. * * * Wprowadzanie komputeryzacji w przedsiębiorstwie jest prawie zawsze jednoznaczne z zakupem komputera klasy IBM PC. W wielu przypadkach jest to posunięcie nieuzasadnione ekonomicznie, zrobione “na wyrost”. Rezerwa pamięci takiego komputera, możliwość dokonywania przez niego błyskawicznych obliczeń w niewielkich lub średnich przedsiębiorstwach nie będzie prawdopodobnie nigdy wykorzystana. Istnieją przecież inne komputery prostsze, a zarazem tańsze. Takie niekonwencjonalne jak na nasze warunki rozwiązanie opisuje “Trybuna Robotnicza”. “Kiedy przed trzema laty byłem z kolegą na szkoleniu w angielskiej firmie “Acorn”, pokazano nam wykorzystanie komputerów tej marki w przedsiębiorstwie oraz na uniwersytecie w Cambridge – mówi kierownik Zakładu Usług Komputerowych katowickiej Unitry Mirosław Partyka. – Wówczas narodził się pomysł założenia sieci komputerowej dla potrzeb naszego przedsiębiorstwa. Bazującej oczywiście na “Acornach”. Powodem takiego wyboru była taniość. “Acorny” sprowadzało PZG po bardzo korzystnym przeliczniku złotówkowym. Zakupów uzupełniających dokonano na dobrych warunkach. I w sumie, wylicza M. Partyka, za cenę jednego komputera IBM AT zorganizowano sieć komputerową w magazynie. Złożył się na nią jeden “Acorn Master” w wersji Turbo, zarządzający plikami na twardym dysku 30-megabajtowym, cztery “Compacty” jako końcówki. Do tego trzy drukarki.” Jest to alternatywa wobec drogiego IBM-a, szczególnie dla mniejszych firm, gdzie można wykorzystać komputer tańszy, przygotowany pod kątem konkretnych potrzeb. Tyle że proponujemy nabywać wraz z nim specjalistę-hobbystę, któremu będzie się chciało i opłacało zająć takim “odmieńcem”. * * * Czasem warto unowocześnić posiadany sprzęt komputerowy, co jest rozwiązaniem tańszym niż zakup nowego. Taki przypadek opisuje “Trybuna Ludu”. “Postanowiliśmy postawić na modernizację i rozwój produkowanego w kraju komputera – “Mera 9150”. Chcieliśmy odmłodzić tę przestarzałą konstrukcję. Wiadomo, że w wielu dziedzinach musimy gonić świat, w elektronice przede wszystkim. My postanowiliśmy gonić go za nieduże, wyrażone w złotówkach pieniądze. Nowe urządzenia komputerowe dla potrzeb dużych zakładów są na Zachodzie horrendalnie drogie. Tymczasem “Mera” po modernizacji spełnia nie gorzej swoje funkcje i, co ważne, modernizacja może być prowadzona etapami. W kraju pracuje ok. 1,5 tys. “Mer”, a ich producent – Warszawskie Zakłady “Meramat” – wytwarzają je nadal. Opracowaliśmy więc nowy procesor, który jest sercem maszyny – urządzenie sterujące przepływem informacji, pracujące teraz trzykrotnie szybciej niż dotychczasowe.” To też jest sposób na komputeryzację przedsiębiorstwa. Dziwi nas jednak, że “Meramat” wytwarza jeszcze tak przestarzałe urządzenie jak “Mera 9150”. Może by jednak doszedł do porozumienia z firmą “Gambit”, która poprawia jego wyroby i zaczął produkować poprawioną wersję “Mery”. Trudno się jednak dziwić, że do tego jeszcze nie doszło. Sytuacja jest korzystna dla obu producentów, którzy biorą “swoje” pieniądze. Jeden za wytworzony produkt, drugi za jego modernizację. A płaci za wszystko klient! Źródło: “Komputer,” popularny miesięcznik informatyczny, nr 4/90 (47), str. 11 | |
Previous |
Page added on 30th March 2003. Copyright © 2002-2005 Marcin Wichary |
Printable version | Contact | Site map |