www.aresluna.org/attached/terminology/articles/pismak | |
(Note: This page is available in Polish language only. If you would like it translated to English, please let me know. Sorry for the inconvenience) |
Spolszczenie, adaptacja? W numerze 2/89 “Komputera” ukazał się artykuł “Rekonstrukcja” Rolanda Wacławka opatrzony wstępem redakcyjnym. Nie mogłem nie zabrać głosu we wszczętej przez Redakcję dyskusji, zwłaszcza że wywołano mnie do tablicy po nazwisku. Test Pismaka był planowany co najmniej pół roku wcześniej niż test Pelikana, gdyż Pismak powstał już 2 i pół roku temu. Nie ukazał się z wiadomych redakcji powodów. Dodatkowo moi redakcyjni koledzy byli wtajemniczeni w pewne subtelności powstania i wyglądu Pismaka i dlatego z pewnym zdziwieniem przeczytałem osobliwą wzmiankę o mnie i mojej firmie. Jak powstał Pismak? Z chwilą pojawienia się w Polsce komputerów IBM PC ich użytkownicy zaczęli poszukiwać edytora tekstów, który pozwoliłby pisać po polsku. Wiadomo – na ekranie i drukarce musi być ą i ę. Najpierw przyglądano się gotowym programom zachodnim przywożonym do Polski. Prawie natychmiast zareagowali też krajowi producenci (raczej programatorzy) EPROM-ów do kart graficznych i drukarek. Oprócz zamieszania powstałego na tle “polskiego” ASCII pojawiły się również przeróżne rozwiązania programowe. Ileż to było “polskich” WordStarów i innych dziwacznych tworów (“przerabianych” w skandalicznie amatorski sposób), a jak wiadomo, początkowo nie stworzono żadnego polskiego edytora. Mniej więcej 3 lata temu ktoś przywiózł do Polski ChiWritera – edytor do tekstów naukowych. Natychmiast podbił on naszych krajowych użytkowników. Dowolna czcionka na dowolnym komputerze i na dowolnej praktycznie drukarce! Moi koledzy i ja zaczęliśmy również (no cóż, nielegalnie) z niego korzystać. Z racji zawodu angielska obsługa programu nie miała dla nas żadnego znaczenia, a że program napisany profesjonalnie zwykle działa, więc byliśmy zadowoleni. Nie ma róży bez kolców – ChiWriter czcionki różne od standardowych (łacińskich), a więc w szczególności polskie znaki narodowe, drukował (i drukuje) GRAFICZNIE, a więc wolno, bardzo wolno. Pewnego razu zaprzyjaźniona etnografka poprosiła mnie o wydrukowanie napisanego za pomocą ChiWritera tekstu, bagatelka 180 stron. Byłem szczęśliwcem posiadającym własną drukarkę, ale też nie tak znów zamożnym, by jej nie oszczędzać. Po pół godzinie patrzenia na głowicę w sposób przypominający oglądanie tenisa (najgorsze te ogonki przy ą i ę) miałem dosyć. Obiecałem znajomej, że resztę tekstu wydrukuję za trzy dni. Przez te trzy dni sporządziłem atrapę programu drukującego teksty ChiWritera znakowo (właściwie chodziło tylko o polską czcionkę), wykorzystującego sympatyczną cechę drukarki - tzw. downloady. Jak wśród informatyków wiadomo, protezy programów robiące coś skutecznie bywają używane zadziwiająco długo. I tak, z napisanego naprędce programiku korzystaliśmy ja i moi znajomi do drukowania tekstów pisanych ChiWriterem. Krąg zadowolonych użytkowników programu się rozszerzał, zatem w naturalny sposób przyszedł pomysł zrobienia na tym pieniędzy. Napisałem programy drukujące teksty ChiWritera znakowo (teksty polskie, ale typowe, nie np. matematyczne) na wszystkie popularne drukarki, równocześnie rozbudowując nieco możliwości programów. Jednak różnorodność konfiguracji ChiWritera zmusiła nas do dołączania do programów drukujących plików konfiguracji, plików opisujących kształt czcionek itp. Poza tym bariera języka angielskiego okazała się poważna dla przeważającej większości zwykłych użytkowników i tu stanęliśmy przed problemem. Czy “spolszczać” ChiWritera? Tak naprawdę chodziło mi o DRUKOWANIE polskiej czcionki, a teraz pojawił się temat edytora i wyświetlania tej czcionki na ekranie. ChiWriter jest przecież przeznaczony do pisania tekstów naukowych (całki, indeksy, litery greckie itp.) i posiada wiele wad, jeśli patrzeć na niego jak na edytor tekstów ogólnego przeznaczenia. Jest jednak edytorem graficznym i wyświetla polską czcionkę. Ponadto jest bardzo prosty w obsłudze i zarazem popularny w Polsce. By nie pisać zatem graficznego programu od początku (ok. rok roboty), bijąc się w piersi, wyciąłem ok. 30% kodu oryginalnego ChiWritera (wyświetlanie i edycja, bez druku, projektowania czcionek itp.) i dorobiłem polski dialog, help-bryk itp. Gdyby pomysł powstał dzisiaj, skorzystałbym z rozwiązania kolegów z firmy – Andrzeja Kadlofa i Jacka Zaremby – symulacji dowolnego EPROM-u (w którym jest kształt czcionek na ekranie) na dowolnej karcie graficznej, opisywanego zresztą już w “Komputerze”. Wykorzystując to narzędzie, na bazie np. Turbo Edytora zbudowałbym to samo, a nawet więcej. Jednak rozwiązanie to powstało dużo później i dopiero teraz pracujemy nad w pełni profesjonalnym polskim edytorem. Faktem jest jednak, że Pismak powstał i jest do tej pory używany w kilkuset miejscach, a reklamacje (raczej uwagi), których było dosłownie kilka, dotyczyły kosmetyki programu drukującego. Jakiś czas temu było to jedyne znane (przynajmniej mnie) skutecznie działające narzędzie do pisania polskich tekstów na dowolnym komputerze i większości popularnych drukarek. Pojawia się tu pytanie, czy “system” PISMAK (nazwa świadomie dobrana z zabarwieniem pejoratywnym) należy traktować jako rynkowy produkt w dziedzinie oprogramowania. Czy należy go oceniać dzisiaj (opóźnienie hmm... wydawnicze) w kontekście istniejących edytorów tekstów. Znając zdanie redakcyjnych kolegów, którzy piszą o Pismaku myślę, że można. Otóż jest to program przede wszystkim skuteczny. Na dowolnym komputerze PC działa i drukuje znakowo (szybko) na każdej drukarce posiadającej downloady. Ma umożliwić pisanie polskich tekstów i to robi. Konwersja plików na kod i z kodu Mazowii jest zapewniona. Koledzy z redakcji zapomnieli, że są profesjonalnymi użytkownikami edytora PC-Write i komputerów z przerobionymi matrycami znaków. Próbowali też nagiąć go do swoich potrzeb. Mając takie rozwiązanie Pismak nie jest dla nich przecież konkurencyjny. Co ciekawe, w naszej redakcji funkcjonuje dość długo program konwertujący w tę i drugą stronę pliki “ASCII mazowia” na pliki w standardzie Pismaka lub ChiWritera i dziwię się, że o tym zapomniano. Pozostaje problem czy to było i jest rozwiązanie “czyste”. Odpowiedź jednoznaczna brzmi: nie. Podobnie, jak większość poczynań ludzkich, ma charakter moralnie raczej szary. Jednak subiektywnie oceniam, że umieszczenie Pismaka i Pelikana w tym samym odcieniu szarości jest nieporozumieniem. Ilościowa argumentacja to procent kodu użytego z oryginału i zagadnienie, jaki stanowi on procent wyjściowego systemu. Wszystkie oryginalne programy (bez danych, konfiguracji itp.) napisane w Pascalu zajmują 320 KB (.EXE), a używane kody typu .EXE (przerobionego na polski) z ChiWritera 80 KB. Wielu użytkowników Pismaka używa tylko programu drukującego i należącego do systemu programu konwertującego pliki typu .CHI na pliki w standardzie Pismaka – by je znakowo drukować (szybko). Używają “zerżniętego” ChiWritera, bo angielszczyzna ich nie przeraża bądź się do niej przyzwyczaili. Ilustrowany polski podręcznik jest oryginalny (NIE TŁUMACZENIE). Mógłbym też argumentować, że Pismak jest sprzedawany (to za co płaci użytkownik) w formie zewnętrznych programów konwertujących, drukujących, “mailmerge’ujących”, (a tak właściwie jest). Jak kto chce, to niech sobie po cichu skopiuje ten kawałek kodu – a jest to osobny plik typu EXE i tak bez reszty do niczego niepotrzebny, bo nie dający się nawet samodzielnie uruchomić. Nie mogę tego jednak zrobić, bo wielu użytkownikom zależy właśnie na polskim dialogu i w swoim przeświadczeniu za to głównie płacą. Mam nadzieję, że ten niuans przeświadczenia użytkownika za co płaci, wnosi nieco nowego do dyskusji. Wracając do naszej niezdrowej sytuacji w informatyce i tego, z czego ona wynika. Pytam: dlaczego akurat ona ma być zdrowa, skoro wszystko inne ledwo zipie. Dlaczego ludzie uciekają do firm prywatnych lub za granicę z wielkich przedsiębiorstw, dlaczego informatyk (DOBRY) zarabia 30$, nawet w prywatnym sektorze, a komputer (PC) kosztuje 2000$? Piractwo zniknie, tak jak spekulacja, w kraju, który stanie się otwarty na świat i w miarę stabilny. Niech jeszcze podziała prawo... P.S. O “sztuce” przerabiania: Spolszczanie, odbezpieczanie, adaptacja, wieczne życie to jest to samo. Jest ono pewnym hobby czasami wynikającym z interesu. Z artykułu Rolanda Wacławka we wspomnianym numerze “Komputera” wnioskuję, że może to być specjalizacja w informatyce, a raczej w programowaniu i można by to nawet przyodziać w teorię. Jak tłumaczyć na polski, jak monitorować program itp. Przy okazji mała wprawka dla włamywaczy: Przerobić w ChiWriterze wersja 2.04, H i kontekstowe ALT-H na B i Alt-B jako wywołanie “helpa”, później w podobny sposób jakieś menu – życzę powodzenia. Znani mi ludzie, którzy robią takie czynności świetnie, monitorują (debbugują) programy w trybie wirtualnym, potrafią złamać praktycznie każde zabezpieczenie, znają parametry kompilatorów, mają jedną cechę wspólną. Mój przyjaciel Michał Siedlecki, który (notabene) pomógł mi w kluczowym momencie powstania Pismaka i jak wtajemniczeni wiedzą, zna tę robotę, jest przede wszystkim wspaniałym projektantem systemów i 99% czasu pracy i zamiłowania poświęca budowaniu nowego oprogramowania, od momentu koncepcji, projektu, nadzoru nad programistami (programując też samemu), skończywszy na wdrożeniu. Mając wiedzę i praktykę i jednocześnie ciągotki, wszyscy oni są po pierwsze twórczymi informatykami, a PEEK i POKE traktują jak granie wirtuoza na jednej strunie z musu lub humoru. Prawdziwe umiejętności poprawiania lub przerabiania czegokolwiek wynikają z gruntownej wiedzy o powstawaniu tychże rzeczy. Rzadko zdarza się przecież, by w podwórkowych warsztatach powstawały nowe modele samochodów. Teoretyzując: jak udowodnić poprawność przerobionego programu? Udowodnić poprawność algorytmu (stosując np. matematyczną metodę Hoare’a), który zawiera więcej niż jedną pętlę, jest zadaniem akademickim i karkołomnym (dla niewtajemniczonych – bardzo długim, trudnym i żmudnym). Aby udowodnić, że program działa, należałoby po drodze udowodnić też poprawność kompilatora! A przerobiony kod? Warszawa, 12.09.1989 r. Źródło: “Komputer,” popularny miesięcznik informatyczny, nr 4/90 (47), str. 31-32 |
Page added on 1st April 2003. |